Włocławek, Plac Kolanowszczyzna; poniedziałek 11 maja 2020; Serialowy świat Natalii
Zdarza mi się całe dnie siedzieć w domu, tak jest np. dzisiaj, w ten poniedziałek, który rozpoczyna nowy tydzień.Wstałam rano tj. o godzinie 10:00, gdyż o tej porze rozpoczynały się zaplanowane e-lekcje. System zdalny nie jest idealny, ale przynajmniej daje jakąkolwiek szansę, by nie porzucić szkoły.
Następnym punktem mojego dnia jest obiad. Niestety ostatnio nie mam apetytu i właściwie jest mi obojętne, co przygotuje mama. Później siadam do książek niby po to, by odrobić zaległe prace, ale tak naprawdę tylko czekam, żeby w końcu móc oglądać moje ulubione seriale. Są to: „La casa de papel”, „The 100”, „The Society” oraz „Once Upon A Time”. Te seriale zapewniają świetną grę aktorską oraz ciekawy scenariusz nadchodzących wydarzeń. Wszystkie są serialami zagranicznymi, ponieważ ja nie wykazuję wielkiego zainteresowania polską produkcją filmową. Wydaje się mi ona banalna i uboga w porównaniu z filmami z Hollywood czy zachodniej Europy.
Hitem na kontynencie już od dwóch lat jest hiszpański serial sensacyjno-dramatyczny „La casa de papel” czyli „Dom z Papieru”. Nie próbuję nawet opowiadać czy streszczać jego fabuły, bo jest tak sensacyjna, że to po prostu to trzeba zobaczyć i poczuć, jak podnosi adrenalinę. Po to chyba wszyscy to oglądają.
Natomiast akcja „The 100” odbywa się wiele lat po wojnie nuklearnej. Ludzkość przebywa na Arce, która umieszczona jest w kosmosie. Kanclerz Arki wysyła na Ziemię kontyngent składający się z setki młodych ludzi. Mają oni za zadanie sprawdzić, czy warunki na Ziemi pozwalają na jej ponowne zamieszkanie. Po lądowaniu na Ziemi młodzi ludzie rozpoczynają kolonizację planety, która wbrew pierwotnym założeniom nie tylko nadaje się do życia, lecz jest także zamieszkana przez jakieś inne osoby i stwory spoza Arki. Główna bohaterka serialu – Clark, jest niezależna, za wszelką cenę próbuje ratować najbliższych. W sytuacjach krytycznych jest odpowiedzialna i patrzy na dobro wszystkich przyjaciół oraz jak przeżywane przygody wpłyną na ich przyszłość.
Z kolei serial „One Upon a Time” to ciekawe odejście od szarej rzeczywistości i powrót do dzieciństwa, w którym były nam opowiadane baśnie. Bohaterami są postacie ze starych baśni. Scenariusz opowiada o życiu bohaterów pod wpływem klątwy, którą ma w prawdziwym życiu zniweczyć córka Śnieżki. Wszyscy żyją w miasteczku zwanym Storybrook. Czas stoi w miejscu, a postacie nie wiedzą, kim były wcześniej.
Najczęściej oglądając seriale, jestem na laptopie, chodź zdarza mi się na telewizorze bądź telefonie. Pierwszy raz w dziejach historii można siedzieć w domu i tyle czasu bezkarnie oglądać telewizję. Mam Internet, jedzenie, mogę komunikować się z innymi, należy to docenić mimo wszystko. Oczywiście pandemia odsunęła mnie od celów wcześniej zamierzonych. Miałam wiele planów, ale staram się przynajmniej zachować odpowiednią ilość aktywności fizycznej. Najbardziej brakuje mi lekcji matematyki. Jej zdalne nauczanie nie jest łatwym wyzwaniem, w szczególności że w domu trudniej jest mi się skupić, niż podczas pobytu w szkole. Oczywiście brakuje mi również wspólnych przerw ze znajomymi ze szkoły, rozmów i spotykania się z nimi na co dzień.
Natalia Brejczak, kl. IA LO
Pińczata, 14 maja 2020; lekcje, obiad, ukulele i pomysły, jak nie stracić dnia
Dzień goni dzień… tydzień wyprzeda tydzień, a miesiące mijają w mgnieniu oka.
Gdy rano otworzyłam oczy, a do mojej głowy zaczęły napływać kłęby myśli, wiedziałam, że dzisiejszy dzień – choć rozpoczął się normalnie – będzie ciekawszy od pozostałych. Nie, nie jestem jasnowidzem, po prostu zaplanowałam go sobie wczoraj. Mój pokój, inaczej odzwierciedlenie mojej duszy, oświetlały poranne promienie słońca, dzięki czemu byłam w stanie zobaczyć, która jest godzina – 9:31; czwartek. Wstałam więc i podlałam swoje doniczkowe rośliny, zamieszkujące mój parapet. Zabawne jest to, że przed kwarantanną nie umiałam zadbać nawet o jednego kwiatka, a obecnie mam ich kilka. Częściowe odizolowanie na pewno, choćby w minimalnym stopniu, zmienia ludzi – być może, niektórych, na lepsze. Jedząc śniadanie, głęboko się zastanawiałam, analizując codzienne i mniej codzienne sprawy. Doszłam do wniosku, że powinnam odrobić lekcje, których naprawdę nie warto odkładać na później (no chyba, że jest się fanem stosów pracy domowej do zrobienia). Nie chcąc tracić czasu, włączyłam muzykę i zabrałam się do pracy; zależało mi, żeby zdążyć z wykonaniem tego do godziny 12:00 – wtedy zaczynała mi się lekcja online. Zrobienie zadań nie sprawiło mi większego problemu, a zajęcia też w końcu minęły. Poszłam do mamy, żeby pomóc jej w obiedzie i dopiero gdy wszystko było skończone i zjedzone, miałam czas dla siebie, którego nie zamierzałam trwonić na siedzeniu w swoim pokoju. Postanowiłam iść na spacer… do ogrodu. Wcześniej skontaktowałam się z koleżanką, mieszkającą dwa kroki ode mnie i w ten sposób wylądowałyśmy na zacisznym terenie mojej posesji. Patrzyłyśmy na gęstwinę drzew za płotem, która – lekko kołysana przez powiew wiatru – wołała. Być może jeszcze za wcześnie na wyprawę – prawie tak niesamowitą jak Argonautów po złote runo – … do lasu, nad jezioro, czy w inne ciekawe miejsca. Kilka miesięcy temu mogłam wychodzić kiedy i gdzie tylko zapragnęłam – teraz jest inaczej. Pomyślałam więc, że stwierdzenie – gdy człowiek nie ma czegoś na wyciągnięcie ręki, zaczyna to doceniać – jest prawdziwe. Jednak ograniczenia, których musieliśmy przestrzegać, są coraz mniejsze i wszystko zmierza ku dobrej drodze. Nasze spotkanie nie miało jakiegoś większego celu – chciałyśmy po prostu spędzić czas na świeżym powietrzu.
Przyniosłam swoje ukulele, żeby urozmaicić czas muzyką. Mimo że w oddali było słychać moją babcię, rozmawiającą przez telefon, czy odgłosy kosiarki sąsiada – było naprawdę przyjemnie. Wieczorem natomiast – już samotnie – robiąc kolację, obserwowałam zachód słońca z kuchennego okna. Patrząc na ten widok, uświadomiłam sobie, że maj jest naprawdę pięknym miesiącem i szkoda, że powoli już przemija. Pochłonięta w swoich myślach, wpadłam na spontaniczny pomysł, który postanowiłam zrealizować jak najszybciej. Wróciłam do pokoju i tchnięta nagłą weną namalowałam na ścianie zachodzące słońce. Rysunek jednak bardziej przypominał karykaturę zachodzącego słońca, ale nie przejęłam się tym (moja ściana miała już gorsze). Mimo że w całym moim domu czuć było intensywny zapach farb i rozpuszczalnika, byłam w świetnym humorze (czego nie mogę powiedzieć o mojej rodzinie). Dzień dobiegł końca, a ja czytając książkę, zastanawiałam się, co przyniesie jutro…
Maja Hajczuk, kl. IC LO
Brześć Kujawski, piątek 15.05.2020; moje wegetariańskie imieniny
Był to dla mnie bardzo piękny dzień, ponieważ miałam imieniny. Od razu po pobudce zerknęłam na telefon i już pojawiły się pierwsze życzenia. Podziękowałam za nie – dzień zaczął się pięknie. Poszłam na śniadanie, moi najbliżsi zaskoczyli mnie pięknymi życzeniami i prezentami. Zjadłam pyszne, świeże tosty, oczywiście wegetariańskie. Niestety musiałam wrócić do codziennej rzeczywistości szkolnej.
Lekcje zaczęłam od matematyki, kończąc na angielskim. Niestety nie mogłam uczestniczyć w zajęciach języka polskiego przez konkurs chemiczny, który odbywał się w tym samym czasie. Konkurs nie był najłatwiejszy, szczególnie, że pytania dotyczyły również rzeczy, które są jeszcze przed nami. I tak jestem zadowolona, że mogłam wziąć udział w konkursie z mojego ulubionego przedmiotu i sprawdzić swoją wiedzę. Później odwiedziła mnie ciocia z uroczym kwiatkiem oraz słodyczami. Ugościłam ją ciastkiem i kawą. Następnie przyszedł czas na pomoc mojemu młodszemu braciszkowi w rysowaniu rodzinnego portretu Jana Pawła II. Myślę, że wyszedł nam nawet podobny.
Później robiliśmy eksperyment z bańkami mydlanymi. To była naprawdę świetna zabawa. Na chwilę powróciłam do dzieciństwa. Około 19 przybyła pizza (oczywiście wegetariańska) i świętowaliśmy w gronie najbliższej rodziny, z pepsi i włoskim przysmakiem.
Na samo zakończenie dnia spotkałam się ze znajomymi na discordzie, by wirtualnie poświętować. Przez cały dzień dostawałam mnóstwo życzeń. To bardzo miłe, że tyle osób o mnie pamiętało. To był dla mnie najpiękniejszy dzień w czasie pandemii.
Zosia Latkowska, kl. Ic LO
Włocławek, ul. Miedziana, poniedziałek 18 maja; 100 lat Jana Pawła II…
Zdałem sobie właśnie sprawę, że 18 maja tego roku byłyby setne urodziny Jana Pawła II – Papieża – „Naszego Papieża”. Ciekawe jak by wyglądał? Ciężko Go sobie wyobrazić w roli staruszka… ciężko sobie też wyobrazić, że już tyle lat Go nie ma wśród Nas. Łapie się czasami na myśli, że On jest, żyje… Wciąż mam jego obraz przed oczyma – uśmiecha się do dzieci, głaszcze je po słodkich buziach, pociesza smutnych, modli się w intencji chorych i potrzebujących. Gdy wspominam Papieża, z tyłu głowy słyszę „ABBA, Ojcze..” – uśmiecham się do siebie. Czuję spokój, ukojenie i błogość. Tak działa tylko On – Nasz Ojciec!!!
Zapewne gdybyśmy byli w szkole, to ta setna rocznica urodzin Papieża byłaby wyjątkowa! Nie zabrakłoby ukochanych przez Niego kremówek.
Z biblioteki dostałem wiadomość na mobidzienniku. Konkurs z okazji 100. rocznicy urodzin Jana Pawła II. Wszystkie prace punktowane bez określania wyników. Było dla mnie oczywiste, że muszę, że chcę wziąć udział. Gdy tylko mama wróciła z pracy, powiedziałem, że zrobimy pracę na konkurs dotyczący Jana Pawła II. Ucieszyła się i powiedziała, że chętnie mi pomoże. W dobie internetu nieciężko znaleźć inspirację. Znalazłem ujęcie Jana Pawła II, które najbardziej lubię. Stoi z twarzą pogodną, mądrą, ciepłą i pełną nadziei – tak Go pamiętam i tak Go chcę pamiętać zawsze. Nie może oczywiście zabraknąć tak lubianych przez Niego gór, w sumie powinienem dorysować również kajak i narty
Nie ukrywam, że praca nad tym szkicem przyniosła mi dużo radości. Ogarnął mnie trudny do opisania spokój. Uśmiechałem się do siebie i nuciłem pod nosem. Nie wiem, czemu, nie umiem wyjaśnić, skąd pojawia się taka magia, gdy wspominamy Jana Pawła II. Polecam spróbować każdemu, szczególnie w tym trudnym czasie, przystanąć i pozwolić sobie na refleksję, na rachunek sumienia, a może po prostu na chwilę zwykłej modlitwy.
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Ojcze Święty!
Rafał Wierszyło, kl. IA LO
Włocławek, ul. Noakowskiego, środa 20 maja 2020; nie do końca taki rysunek Agaty
Mój dzień zaczyna się po raz kolejny od wstania z łóżka i zastanawiania się, co ze sobą zrobić. Zwykle po krótkim namyśle zabieram się wtedy za śniadanie. Jem posiłek, wgapiając się w ekran telefonu i przeglądając kolejno przychodzące powiadomienia od nauczycieli. Nie wywołuje to jednak negatywnych emocji.
Po skończeniu śniadania idę sprawdzić, jak mają się moje zwierzęta. Pozwala mi to zarazić się od nich pozytywną energią i zacząć dzień ze szczerym uśmiechem. Karmię świnkę morską, zastanawiając się w trakcie tej czynności nad tym, za co zabiorę się w pierwszej kolejności, jeśli chodzi o obowiązki szkolne. Świnka zaczyna kwiczeć na widok świeżego śniadania, które właśnie umiejscawiam jej klatce, lecz po chwili przekrzykuje ją kolejne powiadomienie o pracy domowej dobiegające z mojego telefonu. W drodze do pokoju wyprzedza mnie mój pies, który w ułamku minuty zajmuje już ¾ mojego łóżka, zmuszając mnie do zajęcia miejsca przy biurku i rozpoczęcia pracy. Mam jeszcze chwilę czasu, zanim rozpocznie się lekcja polskiego, więc postanawiam wziąć kartkę papieru i ołówek leżący na biurku. Zastanawiam się nad tym, czego tak naprawdę może brakować teraz ludziom. Stwierdzam, że z pewnością jest to obecność drugiego człowieka i pomoc, której wymaga teraz tylu chorych na całym świecie, czujących się odosobnionymi w izolacji, walcząc z uciążliwymi objawami. Wiem, że czekają, aż ktoś wyciągnie do nich dłoń, by wesprzeć ich w tym wszystkim.
Zaczynam szkicować ręce, cały czas myśląc ze współczuciem o tych, którzy potrzebują teraz pomocy. Niestety rysunek przypomina uścisk dłoni kandydatów w odroczonych w czasie wyborach prezydenckich.
Agata Budny, kl. IC LO
Skrzynki, piątek 23 maja 2020r.; biały miesiąc w krainie lasów i jezior
Zawsze na początku maja w moim rodzinnym ogródku zaczynał kwitnąć biały lilak. Wszyscy nazywają go bzem, choć naprawdę należy do rodziny roślin oliwkowatych. Jego krzewy rosną w całych Skrzynkach, a woń pięknych białych i niebieskawofioletowych kwiatów unosi się w powietrzu przez cały maj. Wyjątkowo kocham rośliny, a zwłaszcza te białe kwiaty bzu, których co szlachetniejsze odmiany posiadają wiechy o długości nawet około 15 centymetrów. Lilak to krzew mało wymagający, gdyż kwitnie wszędzie: w miejscach zacienionych i w słonecznych, choć preferuje światło. Ciekawe jest to, że odsłania swoje piękno krótko, ale w sposób niepowtarzalny. Żaden kwiat według mnie nie pachnie tak przyjemnie. A kiedy przekwitnie, jego szeroki krzew przez resztę lata będzie zdobił przydrożne rowy i ogrody. W Skrzynkach jest dużo takich miejsc zarośniętych bzami, które dają schronienie miejscowym zającom, sarnom, a nawet osobom, którym zdarza się nadużyć alkoholu, zasnąć na łonie natury i nie wrócić na noc do domu.
Co roku jednak miesiąc maj kojarzył mi się zawsze z białym kolorem ze względu na dzieci, które w białych albach przystępowały do Pierwszej Komunii Świętej.
Tegoroczny maj miał być szczególny – moja najmłodsza siostra miała po raz pierwszy przyjąć Pana Jezusa do swojego serca. Po miesiącach przygotowań miało się odbyć uwieńczenie jej starań. Miałam nadzieję, że nasze plany nie zostaną pokrzyżowane. Jednak przez panującą pandemię uroczystość nie mogła się odbyć. W tym roku moich dwóch kuzynów oraz siostra cioteczna, także miało przyjąć sakrament Komunii Świętej. Wszystkie niedziele tegorocznego maja dla mojej rodziny miały mieć biały kolor. Widocznie nie było nam pisane świętowanie tych uroczystości w dużym gronie. Komunie albo są przełożone albo odbywają się tylko w obecności rodziców i chrzestnych. Nie będzie spotkań z dawno niewidzianą rodziną rozsianą po całej Polsce, która w końcu zjechałaby się do Skrzynek pachnących bzem.
Marta Bronikowska, kl. IB LO
Pinczata, sobota 30 maja 2020; podsumowanie minionego miesiąca
Dzisiaj kończy się maj. Od momentu, gdy pierwszy raz usłyszałam o zamknięciu szkół, co zresztą nie było niespodzianką, minęło już bardzo dużo czasu, gdyż pandemiczne przedwiośnie miało swoje początki w marcu. Tak czy inaczej, można powiedzieć, że my uczniowie utknęliśmy w naszych domach na kwarantannie. Nie mogę wypowiadać się w imieniu wszystkich, ale niektórzy widzieli w tym wiele pozytywów: mniej obowiązków, za to możliwości rozwoju swoich pasji w domowym zaciszu i uniknięcie tego, co zawsze stresowało. Każdy radził sobie inaczej z przestrzeganiem narzuconych zasad. Wkrótce okazało się, że odizolowanie tajemniczo wysysa siły i chęci. Rzeczy do zrobienia jest jakoś więcej, a postanowienia odkładane są na potem. W ten sposób wiele osób popadło w słodkie lenistwo. Na pewno dzięki temu, że nie trzeba być w szkole na ósmą albo wcześniej, możemy w tygodniu dłużej pospać. To bardzo miłe. Mniej miła jest natomiast monotonia mijających dni, które po prostu zlewają się w jeden taki sam dzień.
Wszystko wskazuje na to, że sytuacja się poprawia. Znoszone są kolejne pandemiczne zakazy. Otwarto zamknięte centra handlowe i punkty usługowe, działają już restauracje oraz fryzjerzy i od dzisiaj nie trzeba już wychodzić na spacer w maseczce. Do szkoły jednak wrócimy najszybciej we wrześniu i to już do kolejnej klasy. Podobno wszystko jest w życiu po coś! Żeby nas czegoś nauczyć albo żeby coś w nas zmienić. Nie będę się mądrzyć i udawać, że wiem, jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tych trzech miesięcy w domu, kiedy izolowaliśmy się przed koronawirusem. Nie kryjąc się pod żadną maską optymistki czy pesymistki, mam jednak nadzieję, że nie był to dla mnie pod żadnym względem edukacyjnym czy emocjonalnym zmarnowany czas.
Maja Hajczuk, kl.IC LO
EPILOG
Włocławek, niedziela 31 maja 2020; pułapka idealnego kronikarza
Pięknie napisana i mądra relacja uczennicy kl. IC Mai Hajczuk z miejscowości Pińczata pod Włocławkiem kończy zapiski DZIENNIKA ODIZOLOWANYCH w tym miesiącu. Zarówno do pani profesor Lidii Wiśniewskiej, jaki i do mnie napłynęło jeszcze kilka tekstów opisujących przygody i przeżycia naszych kochanych uczniów. Niestety, nie zawsze potrafiliśmy dobrze odczytać zamysł twórczy ich autorów, a tym samym dokonać korekty treści. Zamieszczenie ich wszystkich w formie oryginalnej groziłoby popadnięciem w pułapkę obsesji idealnego kronikarza. Wiemy dobrze, że ten tytuł przysługuje tylko jednemu człowiekowi, którego dzieła nieudolnymi kontynuatorami jesteśmy.
Za nadesłane do nas teksty jeszcze raz bardzo dziękujemy. Czekamy na kolejne słowa i rysunki utrwalające przeżywany czas.
ks. Jacek Buta