Wakacje minęły trochę tak, jakby nie było pandemii. Rozpoczęcie nowego roku szkolnego 2020/2021 odbyło się oczywiście w maseczkach, ale już samo to, że nie było ono wydarzeniem online, napawało optymizmem powrotu do normalności. Nauczyciele zaopatrzeni w przyłbice, panie dbające o czystość w środki dezynfekujące, a w każdym korytarzu, holu i klasie – informacje o konieczności zachowania dystansu… W takich warunkach edukacja uczniów liceum im. ks. Jana Długosza przebiegała do piątku 16 października. Powrót do zdalnego nauczania nastąpił po sześciu tygodniach pracy w szkole i choć nie stanowił już takiego szoku jak w marcu, to był to drugi etap odizolowania.
Ta część Dziennika… obejmuje relacje uczniów z pierwszego semestru nowego roku szkolnego odnotowane w październiku, listopadzie i grudniu. Jest zatem w swojej formie kontynuacją zapisków rozpoczętych wiosną. Nadesłane refleksje świadczą o umiejętności wychwycenia z codzienności zabawnych momentów i sytuacji wartych utrwalenia. Co prawda entuzjazm tworzenia kolejnych stron Dziennika… nie był już tak silny jak przy powstawaniu pierwszego sezonu zapisków, ale młodzież szkoły Długosza nie odrzuciła propozycji dalszej opowieści. Z nadesłanych prac odsłaniających życie i naukę w październiku i listopadzie zostało wybranych do opublikowania 10 dni najciekawiej opowiedzianych przez zdalnych licealistów. Za oryginalne, a przy tym szczere i wręcz intymne wspomnienia minionego czasu, dziękujemy ich autorom:
- Julce Rawskiej i Kubie Grączewskiemu z kl. IIA
- Oli Nawrockiej z kl. IIb
- Klaudii Wilińskiej z kl. IID
- Agacie Zawadzkiej-Rupar z kl. IIb
- Miłoszowi Borczyńskiemu, pseud. literacki „Borcz” z kl. IIA
- Oliwii Adamczyk z kl. IIb
- Bartkowi Witkosiowi z kl. IIA
- Rafałowi Wierszyło z kl. IIA
- Krystianowi „Zbyszkowi” Kozińskiemu z kl. IIA
PS. Mamy nadzieję, że po korekcie wyżej wymienieni autorzy rozpoznają swoje wspomnienia w zamieszczonych na stronie tekstach.
ks. Jacek Buta i Lidia Wiśniewska
Włocławek, piątek 23 października 2020 r.; Znów w Classroomie
Ostatnia izolacja spędzała nam sen z powiek, każdy dzień wyglądał tak samo, ciągła monotonia… Tylko wstań, zaloguj się na lekcje i koniec. Generalnie chciałoby się tylko leżeć w łóżku. Tak bardzo cieszyliśmy się na powrót do normalności, a teraz znowu to samo… Spodziewaliśmy się, że w końcu do tego dojdzie, ale nie sądziliśmy, że tak szybko. W przeciwieństwie do innych państw, m. in. Australii, gdzie jest to normą, dla nas zdalne nauczanie to prawdziwa zmora. Wiadomość o powrocie do tego systemu spotkała się u nas z napływem negatywnych emocji. Wiedzieliśmy od razu, że będzie się to wiązało z przygnębieniem, brakiem energii i motywacji do pracy, a także tęsknotą za rówieśnikami. Ostatniego dnia niechętnie wymienialiśmy między sobą słowa pożegnania.
Uczęszczamy do Długosza już piąty rok i przyjaźnimy się od początku naszej przygody w tej szkole. Jako papużki nierozłączki wszystko robimy razem, dlatego już w pierwszym tygodniu zdalnej nauki postanowiliśmy się spotkać. Wybraliśmy się na długi spacer nad jeziorem, po drodze wygłupiając się i robiąc sobie zdjęcia. Słuchaliśmy naszej ulubionej muzyki, tańczyliśmy i śpiewaliśmy, tak jak robimy to często. Wieczorem, podczas oglądania filmików na YouTube, opychaliśmy się cieplutkimi goframi (były pyszne). Zważając na doskwierający brak codziennego kontaktu, dzień ten możemy uznać za naprawdę udany.
Szczęśliwie żadnej z naszych rodzin nie dotknął sam wirus, ani wątpliwy zaszczyt obowiązkowej kwarantanny. Jednakże ciągłe przebywanie w domu prowadzi w pewnym sensie do znudzenia swoim towarzystwem, a przez to zniechęca do siebie nawzajem. Zwiększa to również prawdopodobieństwo kłótni o błahostki, na które wcześniej nikt nie zwróciłby uwagi. Mimo tego wszystkiego, nie możemy narzekać na złą atmosferę panującą w naszych domach. Przestrzegamy zasad reżimu sanitarnego, jednakże sądzimy, że nie można dać się zwariować.
Licealiści, jako część populacji stanowiąca zagrożenie, zostali odizolowani jako pierwsi. Zazdrościliśmy wtedy młodszym uczniom, że mogą normalnie uczęszczać do szkoły, ponieważ dla nas tradycyjny system nauczania jest najlepszy. Przykrym było dla nas słuchanie echa odbijającego się od ścian, kiedy nasi nauczyciele prowadzili lekcje on-line w pustych salach. Akustyka sal nie jest dostosowana do tego modelu nauczania, dlatego często pojawiały się problemy z dźwiękiem.
Każdy z nauczycieli stara się prowadzić lekcje najlepiej jak potrafi. Jako uczniowie klasy matematycznej największy nacisk staramy się kłaść właśnie na naukę cyferek. Z tego względu jesteśmy bardzo wdzięczni naszej nauczycielce tego przedmiotu. Pani Karwowska szybko zmotywowała nas do nauki i bardzo efektywnie prowadzi nasze lekcje on-line. Na uwagę zasługuje także postawa naszego ukochanego wychowawcy, Pana Grzegorza Matusiaka, który od początku liceum obdarza nas ogromnym wsparciem i zaufaniem. Podczas nauczania zdalnego również możemy liczyć na jego wszelką pomoc i świetną komunikację.
Właśnie motywacja jest kluczem do sukcesu. A niestety, podczas ciągłego siedzenia w domu nierzadko doskwiera nam jej brak. Tracimy rachubę czasu, odkładając obowiązki na później. Brakuje wypracowanego rytmu dnia, który zaburzają częste drzemki i przeglądanie social-mediów. Pojawiają się problemy z organizacją czasu, przez co nauka może nie przynosić oczekiwanych efektów. Obawiamy się, że to wszystko odbije się negatywnie na stanie naszej wiedzy po powrocie do szkół.
Julia Rawska i Jakub Grączewski, kl. IIA LO
Izbica Kujawska, poniedziałek 26 października 2020 r.; Nic ciekawego – nie lubię zdalnych poniedziałków
Pobudka się w internackim łóżku. Pokój pełen koleżanek. Z wielu stron dochodzi hałas osób szykujących się do szkoły w internacie Długosza. Ja jestem zaspana, na zegarku wybija godzina 7.00. Mnie najzwyczajniej nie chce się wstać – jak zwykle w poniedziałek. Dzisiaj kolejne sprawdziany, kartkówki i odpytywania. Pewnie tak wyglądałby dla mnie ten tydzień, gdyby nie wybuch epidemii.
Rzeczywistość jest inna, choć sama się tego spodziewałam, kiedy szliśmy do szkoły 1 września. Pomimo dłuższego spania, mniejszej ilości stresu oraz większej ilości czasu spędzonego z rodziną, wolałabym chodzić do szkoły normalnie. Towarzyszą mi obawy, że źle napiszę maturę. Należę raczej do osób, którym pewne rzeczy należy wytłumaczyć na spokojnie, na tablicy i w kontakcie z nauczycielem, a nie na zalogowanej wideokonferencji. W tym wypadku jedynie wstaję z łóżka, robię sobie coś do jedzenia i zaspana siadam do komputera na zajęcia. Lekcje przebiegają standardowo i każdy raczej wie, jak to wygląda. Mało kto się odzywa i większość opiera się na schemacie: dzień dobry, jestem, do widzenia. Oczywiście są pewne wyjątki, takie jak j. polski, matematyka czy j. angielski, a przede wszystkim religia.
Dni na nauczaniu zdalnym mijają bardzo szybko. Jedne są okropnie męczące – zwłaszcza poniedziałki, w które mam już o 7 rano lekcje. Mimo wszystko uważam, że w porównaniu z tamtym rokiem szkolnym nauczanie online jest o wiele bardziej zorganizowane, a na tym, by lekcje były jak najbardziej normalne zależy zarówno uczniom, jak i nauczycielom.
Ostatni tydzień był dosyć ciężki, nie dość ze na zdalne trafił mój młodszy brat, to również moi rodzice, którzy pracę przenieśli do domu. Mieliśmy tygodniową kwarantannę, ponieważ w jeden z kolegów taty miał pozytywny test na wirusa. My na szczęście nie byliśmy chorzy, jednak każdy gorzej się czuł, miał katar czy kaszel – ratowała nas mama i jej witaminki. Liczę na to, że sytuacja nie będzie ciągnęła się jak poprzednio i wrócimy do szkoły jak najszybciej. Siedzenie w domu jest fajne, ale nie bez końca.
Aleksandra Nawrocka, kl. IIb LO
Włocławek, niedziela, 1 listopada 2020 r.; Uroczystość Wszystkich Świętych
Wybierając ubranie na dzisiejszy dzień, zobaczyłam w szafie lekko zakurzony mundurek. Po dłuższym namyśle stwierdziłam, że na dzień Wszystkich Świętych ubiorę marynarkę z logo szkoły Świętego Długosza. Wprawdzie ks. Jan Długosz nie został przez Kościół oficjalnie kanonizowany, jednak większość uczniów naszej szkoły uważa go za osobę świętą i mówi, że chodzi do Szkoły Świętego Długosza .
Zazwyczaj tego dnia, zaraz po Mszy Świętej w moim parafialnym kościele, jeździłam na cmentarz do bliskich, lecz dzisiaj postanowiliśmy zostać w domu, jak to rząd nakazał… Po pysznym obiedzie w gronie najbliższych czas przyjemności się skończył i przyszła kolej na powtórzenie materiałów z poprzednich e-lekcji. Zamknięcie cmentarzy zupełnie odebrało wyjątkowość temu dniowi. Zawsze bardzo lubiłam chodzić i jeździć na groby. Kiedy byłam młodsza, zabierały mnie tam mama i babcia. Teraz chodzę na spacery po cmentarzu ze swoim chłopakiem, to jest bardzo romantyczne. Jednak w ten świąteczny dzień nie byliśmy umówieni. Czułam, że powinnam spędzić ten czas wyłącznie z rodziną. Wieczorem uklęknęłam razem z mamą i bratem przed świętym obrazem i zapaliłam znicz. Poczułam się jak na cmentarzu. No, może nie dosłownie. Zaczęłam wymieniać wszystkich znanych mi świętych oraz osoby bliskie memu sercu, które Pan Bóg zabrał do siebie.
Odmówiłam za nich cały pacierz i podziękowałam Bogu za wszystko, gdyż nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet ta pandemia, choć wyrządza tyle zła i niepokoju, odsłania, co jest dla nas ważne.
Zaraz zacznie się 3. tydzień zdalnego nauczania. Mimo iż mogę spokojnie siedzieć w domu pod kocykiem i widzieć nauczycieli, a także przyjaciół przez kamerkę, to komputer laptop czy smartfon nie odda mi tych relacji i atmosfery, co bycie w szkole. Ale cóż, trzeba zaakceptować rzeczywistość i podążać dalej.
Klaudia Wilińska, kl. II D LO
Lipno, poniedziałek 9 listopada 2020 r.; Jak tu zadzwonić do Miłosza?
Trzeba odpalić komputer i zalogować się na zajęcia online. To już kolejny tydzień, gdy jesteśmy zamknięci i musimy tak funkcjonować. Trochę niesprawiedliwe, że podstawówka dłużej uczyła się w szkole. Nie ukrywam, że informacji o powrocie do zdalnego nauczania towarzyszyło ogólne zadowolenie, ale akurat mnie to nie cieszyło.
Dzisiaj mam całkiem przyjemne lekcje, takie jak np. matematyka, którą przy zdalnym bardzo polubiłam i uczęszczam na nią z tak wielką chęcią jak nigdy. Co prawda z pozostałych przedmiotów ścisłych oraz z języków idzie mi troszkę gorzej niż zwykle, ale jak na razie jest stabilnie.
Po zajęciach nie robię nic konkretnego poza drobną pomocą w domu, spaniem i odrabianiem bieżących prac domowych. Wszystko głównie przez bezsensowny zakaz przemieszczania się osób poniżej szesnastki bez opiekuna. Powoduje to, że nie mogę spotkać się z nikim w godzinach, w których jest jeszcze jasno i względnie ciepło. Niestety trzeba się stosować do obostrzeń i wytrwać w tym trudnym czasie, tkwiąc w nadziei, że jeszcze będzie szansa naprawienia relacji zepsutych brakiem spotkań.
Brakuje mi szkolnych przyjaciół, szczególnie Miłosza z IIA. Pamiętam go z poprzedniego roku, kiedy wyglądał inaczej, ale po wakacjach prawie go nie poznałam. Wiele osób chciałoby zrzucić kilka kilogramów. Zastanawiam się, jak on to zrobił. Chciałabym do niego zadzwonić, żeby zapytać o to i owo, ale trochę się wstydzę. Nie potrafię tak swobodnie, jak moja koleżanka Oliwia, rozmawiać z chłopakami. Zazdroszczę, że przychodzi jej to tak łatwo. Fajnie byłoby, gdyby Miłosz sam do mnie zadzwonił, ale nawet nie wiem, czy ma mój numer. Wieczorem zatem zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Oliwii, by wspólnie poplotkować o szkole. Rozmowa jak zawsze zeszła na chłopaków, których Oliwia zna wielu, ale nie mojego Miłosza.
Agata Zawadzka – Rupar, kl. IIb LO
Nasiegniewo, środa 10 listopada 2020 r.; Ciekawe, co Oliwia robi jutro?
Druga fala zachorowań oznacza kontynuację zajęć zdalnych. Ani trochę nie byłem szczęśliwy z tych wieści, już zdążyłem przyzwyczaić się do tego zgiełku w szkole, gdzie mogłem zobaczyć się ze znajomymi. Teraz pozostaje mieć tylko nadzieję, że ta pandemia skończy się szybko, bo wrzesień i połowa października były cudowne jak nigdy wcześniej.
Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Tata wszedł do mojego pokoju, obudził mnie i poszedł szykować się do pracy. Ja typowo, jak przystało na to, że akurat dzisiaj zaczynam lekcje o 7.10, ledwo zsunąłem się z łóżka. Niepewnie stanąłem na podłodze. Szybka poranna gimnastyka i od razu do komputera.
Lekcja się zaczyna, szybkie przywitanie, sprawdzanie obecności. Niestety z powodu braku mikrofonu piszę Jestem na czacie. Nauczyciel oczywiście najpierw wpisuje mi nieobecność, dopiero potem jakaś miła duszyczka powie Pani/Panu, że ja jednak jestem, a nawet ciągle byłem. Brak mikrofonu jest okropny, a zarazem dobry dla ucznia. Nauczyciele mniej mnie wybierają do jakichkolwiek odpowiedzi, niestety przez to zwykle mniej uważam, co będzie dla mnie zgubne, kiedy przyjdzie czas sprawdzianów. Lekcje mijają coraz szybciej. Mimo tego, że staram się uważać, jest to praktycznie niemożliwe. Akurat dzisiaj po zajęciach odbywają się SKS-y z siatkówki w szkole – wreszcie jakikolwiek kontakt z innymi ludźmi, a nie ciągłe patrzenie w ekran monitora.
Kiedy lekcje się skończyły, szybko przebrałem się do wyjścia, spakowałem potrzebne mi rzeczy, poszedłem do samochodu i już po kilkunastu minutach znalazłem się przed naszą wspaniałą szkołą. W szatni założyłem strój od wf-u, po czym zszedłem na salę gimnastyczną.
Czas płynął nieubłaganie. Na koniec jeszcze trochę porozmawiałem z innymi uczestnikami SKS-ów, a potem pojechałem do domu. Reszta dnia to już standard, tzn. stres przy natłoku pracy domowej, zadawanie sobie pytań pokroju: Jak ja to zdążę zrobić na jutro? lub Dlaczego jest tego tak dużo? Gdyby nie sport, popadłbym w depresję, tym bardziej że nie mam dziewczyny, która mogłaby mnie wesprzeć psychicznie. To znaczy jest taka jedna, która mi się bardzo podoba, ale nawet nie wiem, czy mnie kojarzy. W sumie to dla niej ćwiczyłem przez całe wakacje i nadal dbam o sylwetkę. Wszyscy mówią, że wyglądam korzystnie. Ciekawe czy Oliwia również to zauważyła? Czasami mam ochotę do niej zadzwonić, ale skąd wziąć jej numer? Mógłbym napisać do niej coś w MobiDzienniku, ale z natury nie mam śmiałości do dziewczyn. Ciekawe, co Oliwia robi jutro, w Święto Niepodległości? Może gdybym mieszkał we Włocławku, byłaby szansa spotkać ją przypadkiem na mieście …
Miłosz Borczyński pseud. „Borcz”, kl. IIA LO
Włocławek, 11 listopada środa 2020 r.; Więzień miłości
Dziś obchodzimy Święto Niepodległości. Niby zwyczajny dzień w środku tygodnia, ale nasi przodkowie dokładnie 102 lata temu wywalczyli dla nas niepodległość i to również od zajęć lekcyjnych.
Rano, jeszcze przed godziną 9.00, odwiozłam autobusem brata na trening piłki nożnej. Wracając do domu, zauważyłam znanego mi osiedlowego dozorcę pana Janusza, wieszającego na podwórzu przed blokiem flagę Polski. Z dumą patrzyłam na biało-czerwone barwy, które kojarzą mi się paskiem na świadectwie, którego w liceum jeszcze nie miałam. Może uda się to w tym roku, przy zdalnym nauczaniu.
Wchodząc do domu, od razu poczułam zapach jakiejś potrawy, woń posiłku roznosiła się po całym mieszkaniu. Zerkając do kuchni, ujrzałam moją babcię Irenę przygotowującą zupę ogórkową. To przysmak mojego nauczyciela religii – Księdza Buty. Od razu pomyślałam o tym, jak ucieszyłby się, gdybym mu przyniosła słoik zupy. Kiedyś, gdy Ksiądz narzekał na jedzenie w stołówce szkolnej, tak zrobiłam i powiedział wtedy, że to najlepsza ogórkowa, jaką spożywał. Wyręczyłam babcię z przygotowania obiadu, żeby mogła w spokoju obejrzeć jej ulubiony turecki serial – Więzień miłości. Babcia Irena wyłącza się zupełnie, gdy wciąga ją ta telenowela. Bardzo przeżywa losy porzuconego rodzeństwa Ayse i Omera oraz związane z tym perypetie. Babci bardzo podoba się Omer, grany przez tureckiego aktora Erkana Meriça. Mnie w sumie też, ale zaproponowałam babci, byśmy w Święto Niepodległości obejrzały może coś z polskiej kinematografii. Jednak nudzą ją polskie filmy, może dlatego, że wiele razy już je oglądała.
Później zaczęłam przygotowywać się na jutrzejsze zajęcia. Odrobiłam pracę domową z funkcji kwadratowych i powtórzyłam materiał z oświecenia na polski. Szybko mi się to znudziło, więc standardowo zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Agaty, aby podzielić się jakimiś nowinkami. Nie widziałyśmy się w realu od miesiąca. Agata ciągle mówi o chłopakach z IIA-dużej. Zna nawet ich przezwiska. W naszej klasie jest tylko pięciu chłopców. Najbardziej w oczy rzuca się Marcin. Powiedziałam Agacie, że on ma dzisiaj imieniny, bo Święto Niepodległości wypada zawsze w tzw. marcinki. Ona jednak nie chciała nawet słuchać o tym „leszczu”. Na nim skończyła się nasza rozmowa, bo musiałam jeszcze pomóc w lekcjach mojemu bratu, który po treningu sam wrócił do domu. Miałam go właściwie odebrać, ale przez tę rozmowę z Agatą zupełnie zapomniałam. Dobrze, że babcia tego nie zauważyła – zajęta kolejnym sezonem Więźnia miłości.
Oliwia Adamczyk kl. IIb LO
Białotarsk, środa 11 listopada 2020 r.; Narodowe Święto Niepodległości
Dziś dzień wolny od pracy i nauki. Mógłbym pospać sobie dłużej, ale nie było mi to dane. Moja anglistka jest tak nadgorliwym i niezwykle obowiązkowym nauczycielem, że zorganizowała zaległą lekcję angielskiego. Przecież to niedopuszczalne, aby przepadła nam choć jedna godzina!!! Kiedy przy śniadaniu tak sobie utyskiwałem nad losem przepracowanego i zbyt wcześnie zbudzonego ucznia, własna mama nie potrafiła mnie zrozumieć. Nasłuchałem się, że każda lekcja jest ważna i powinienem być wdzięczny za zaangażowanie nauczycieli w naszą edukację, że nawet w dzień wolny chcą nas czegoś nauczyć itd., itd… Ale czegóż mogłem się spodziewać, przecież to mówiła nauczycielka, mama – nauczycielka. Gdyby tata był w domu, to pewnie on solidarnie jednoczyłby się ze mną w bólu. Chociaż mam wrażenie, że moi rodzice są naprawdę bardzo różni, ale w stosunku do nas, tzn. mnie i młodszego brata zachowują się jak jeden umysł. Jednym słowem nikt nie zrozumiałby mojej niedoli… Mimo wszystko dobrze, że dzisiaj mama jest w domu. Przynajmniej wspólnie zjedliśmy śniadanie, choć w moralistycznej atmosferze. Od początku zdalnych lekcji w jednym pokoju przed laptopem siedzę ja, a w drugim mój dziewięcioletni brat. Taty często nie ma, bo pracuje na platformie wiertniczej. Prawdę mówiąc, to ja też chciałbym być wiertnikiem jak on. Mama nie omieszkała mi przypomnieć, że tata w swej pracy w języku angielskim się porozumiewa, więc i ja powinienem ten język znać.
Pod koniec lekcji angielskiego usłyszałem, jak mama z bratem krzyczą, że są gotowi do wyjścia na Mszę Świętą i jak zwykle czekają na mnie. Przed wyjściem do kościoła obiecałem mamie, że wywieszę flagę. Rozglądając się z naszego balkonu, dostrzegłem, że wszyscy sąsiedzi wywiesili biało-czerwone flagi, a największa trzepotała przy remizie OSP. Widać, że we wsi Białotarsk mieszkają prawdziwi patrioci. No i jak zwykle wpadliśmy w ostatnim momencie do kościoła. Zdążyłem zarzucić komżę na siebie i pomóc z założeniem jej swojemu bratu, gdy z ust mojego proboszcza wyszły dobrze znane mi słowa: Jak zwykle…. byłeś u Pierwszej Komunii Witkoś? Odrzekłem: Lepiej późno niż wcale. Nie wiem, czy to przez pandemię, czy przez to, że środa to środek tygodnia, ale w naszej świątyni było tyle ludzi, jakby kot napłakał. Przecież to święto! Jak inaczej świętować fakt, że po 123 latach niewoli odzyskaliśmy wolność? Nie mamy już za co być wdzięczni Bogu i naszym przodkom? Gdy zdegustowani wracaliśmy z kościoła, zauważyłem, że mój chrzestny przyjechał ścinać kukurydzę. Postanowiłem, że mu pomogę.
Niestety, pogoda nie sprzyjała pracy. Można by sparafrazować przysłowie: Świąteczna praca w coś tam się obraca. Kombajn zatopił się w błocie i nie mogliśmy go wyciągnąć. Na szczęście dobry sąsiad pomógł nam wydostać tego kolosa swoim New Hollandem. Po skończonej pracy wróciłem do domu, a tam zastałem ciocię, która przyjechała do nas z rodziną. Piotrek, mój pięcioletni kuzyn a jej syn, to niezwykle uroczy chłopiec. Niestety ma problemy z mową, a w zasadzie to nic nie mówi. Lekarze stwierdzili, że ma afazję. Dziwne, ponieważ jak poczytałem o tym schorzeniu, to występuje ono u osób po wylewie, a nie u małych dzieci. Mam nadzieję, że praca z logopedą i neurologiem pomoże mu przezwyciężyć trudności. Po ich odjeździe długo rozmawialiśmy z mamą o Piotrku, który jak żadne inne dziecko ujął mnie za serducho.
Wieczorem usiadłem do odrabiania lekcji, bo jutro czwartek – dzień e-nauki, e-pracy i e-koleżeństwa. Jak zwykle odezwali się do mnie moi koledzy i rozmawiałem z nimi do północy. Chociaż wiedziałem, że następnego dnia wstanę niewyspany i będę tego żałował, to nie mogłem sobie tego odmówić. Przez tę dziwną sytuację spowodowaną epidemią nie mogę spotkać się z nimi twarzą w twarz. Zostaje nam jedynie spotkanie monitor w monitor. Każdego dnia z nadzieją wyczekuje się wieści o powrocie do normalności. Brakuje mi spotkań z kolegami, rozmów z nauczycielami, a nawet tego angielskiego w realu…
Bartłomiej Witkoś, kl. IIA LO
Włocławek, poniedziałek 16 listopada 2020 r.; Wnioski po miesięcznym niechodzeniu do szkoły
Dzisiaj mija dokładnie miesiąc, od kiedy przestaliśmy w tym roku chodzić do szkoły i wróciliśmy do znanego już nam trybu zdalnego, czyli wstawania minutę przed zajęciami, problemów technicznych na łączach, przebywania do późnego popołudnia wyłącznie w swoim pokoju itp. Fajnie było przez pierwsze 2 tygodnie, ale nie ukrywam, że czas ten nie jest już taki super po miesiącu. Niestety nie mam w sobie na tyle samodyscypliny, aby faktycznie podporządkować się zdalnemu rygorowi i nieustannie koncentrować się na tym, co słyszę z komputera. Ciągle „chochliki” siedzące na moim ramieniu podsuwają mi nowe pomysły na zajęcie się zupełnie innymi rzeczami niż nauka.
Co prawda muszę przyznać, że i tak jestem w dość komfortowej sytuacji, ponieważ nie do końca zamknąłem się w czterech ścianach. Nikt z moich bliskich nie zachorował, więc nie byłem poddany kwarantannie. Rodzice aktywnie pracują, nie mam rodzeństwa a wyłącznie psa, który w tej sytuacji jest najbardziej szczęśliwy – ponieważ uwielbia, jak ktoś jest w domu. Staramy się zachować formę, więc uczęszczamy regularnie na treningi różnych sportów. Pięć razy w tygodniu redukuję skutki częstego zaglądania do lodówki. Gdyby nie to, pewnie oprócz odleżyn nabawiłbym się również nadwagi. Jednak rzecz jasna, brakuje mi rozmowy z kolegami, wygłupów na przerwach no i oczywiście relacji z nauczycielami, a szczególnie z Panem Trokowskim i Panem Kurzępą.
Kiedy obserwuję swoje emocje i zachowania, potwierdza się to, co bezwzględnie udowodniono już dawno. Potrzeba kontaktu emocjonalnego jest naturalną, życiową potrzebą człowieka. Prowadzone w latach 50. XX wieku badania nad chorobą sierocą bardzo jasno pokazały, że bycie w bliskiej relacji z drugą osobą jest taką potrzebą, która warunkuje nasze przeżycie nie tylko psychiczne, ale też fizyczne. Wiele osób sądzi, że potrzebę bliskiego kontaktu mamy tylko we wczesnych etapach rozwoju, ale nie jest to prawda – ona nie zanika przez całe nasze życie. Brak stymulacji związanej z więzią emocjonalną, z bliskością, daje takie skutki, jak depresja, myśli samobójcze, bierność, agresja, autoagresja i może prowadzić do różnego rodzaju zakłóceń i zaburzeń w funkcjonowaniu psychicznym. Przy tej okazji zapytałem moją mamę, która pracuje w Zakładzie Karnym, jak osadzeni radzą sobie z izolacją? Bo faktycznie jest to znaczna grupa ludzi, w przypadku naszego więzienia to około 1200 osadzonych, którzy są odizolowani od społeczeństwa. Otóż mama potwierdziła, że stanowi to dość duży problem dla przebywających tam. Każda osoba inaczej znosi daną sytuację i w związku z tym każdy indywidualnie jest rozpatrywany. Często dochodzi do prób samookaleczeń, agresji, a nawet prób samobójczych. Dlatego cele raczej nie są jednoosobowe, ale wieloosobowe i oczywiście monitorowane. Organizowany jest też czas wolny dla więźniów, nad czym pracuje cała rzesza strażników.
Pandemia koronawirusa trwa i nic nie wskazuje na to, by szybko miała się skończyć. Z obawy o bezpieczeństwo własne i innych ograniczamy kontakty międzyludzkie, co sprawia, że jesteśmy jakby trochę więźniami koronawirusa. Śmieszne jest to, że zwykle marzymy o świętym spokoju. Teraz mamy go pod dostatkiem i jest nam źle. Ostatnio czytałem w internecie artykuł o uczestnikach eksperymentu z 1954 roku, którzy byli umieszczani w małych, wyciszonych pokoikach. Dostawali jedzenie, poza tym, mieli leżeć i odpoczywać. Większość szybko zrezygnowała, choć za każdy dzień nicnierobienia otrzymywali gotówkę. Wniosek – święty spokój jest dobry, kiedy sami go sobie organizujemy i dawkujemy, a nie kiedy jest nam narzucany.
Rafał Wierszyło, kl. IIA LO
Osięciny, sobota 21 listopada 2020 r.; The Voice Of Poland na koniec dnia…
Nastał sobotni, jesienny ranek. Słyszę szczekanie psa, pewnie to znak, że pora wstawać. Ostatkiem sił wyciągam rękę po telefon i zerkam na godzinę. Myślę sobie: Mam jeszcze dużo czasu, położę się jeszcze spać. Ale co dobre, szybko się kończy. Jak postanowił budzik, tak zrobił. Ledwo zmrużyłem oczy, a już słyszę jego dźwięk. Szkoda, że lekcje nie mijają tak prędko – wzdycham. Po chwili, ale niechętnie, wstałem. Pomimo soboty czułem się niewyspany. Poszedłem zjeść śniadanie. Wszyscy byli już w pracy, a ja zostałem sam w domu. Nakarmiłem kota i psa, które błyskawicznie zjadły swój przysmak.
Pora się przygotować. O godzinie 11.00 czekał na mnie kolejny wykład online z Ligi Starożytniczej. Byłem trochę zestresowany, ponieważ myślałem, że to będzie za tydzień, a tu taka niespodzianka. Nie zdążyłem nawet przeczytać lektury, którą wysłano mi na pocztę elektroniczną. Wyciągnąłem kartkę i długopis do sporządzania notatek. Zanim się obejrzałem, musiałem zasiąść za biurkiem i uruchomić platformę Microsoft Teams. Zaczął się godzinny wykład, pt. Co wiedziano o monetach antycznych we wczesnej epoce nowożytnej? Przyznaję, że był nawet ciekawy, choć pod koniec zaczęła boleć mnie głowa. Przyszła kolej na test z tej antycznej lekcji. W okamgnieniu znalazłem się na stronie internetowej i zacząłem udzielać odpowiedzi. Dobrze, że w większości były to pytania zamknięte! Po skończonej pracy, opuściłem platformę i dałem sobie chwilę odpoczynku. Ten wykład wystarczająco dał mi w kość, lecz to nie wszystko na dziś!
Kolejna rzecz, góry książek. Praca domowa sama się nie odrobi. To chyba lekka przesada, bo jak sam jeden mam temu podołać? To raczej nieuniknione. Randkę z podręcznikami czas zacząć! Na pierwszy ogień matematyka – pierwszy przykład, kolejny… poszło. Następne przedmioty – chemia… angielski… fizyka. Robię przerwę na obiad, potem wracam i dalej opracowuję zagadnienia. Wymaga to sporo czasu. Prawie skończyłem. Jeszcze karty pracy z języka polskiego i będę zadowolony. Tu potrzeba więcej myślenia, aby sprostać tym zadaniom. Dokładnie wykonana praca na pewno zadowoli Panią Lidię. I już! Udało się! Wreszcie uporałem się z toną książek. Gdybyśmy normalnie uczęszczali do szkoły, być może wyglądałoby to inaczej…Wielu nauczycieli i uczniów jest przeciwnikami zdalnej nauki. Może i mają rację. Mnie osobiście ona nie przeszkadza. Nie muszę wcześniej wstawać, jako osoba spoza terenu Włocławka nie stawiam czoła autobusom, których nie preferuję. Nie ma dużo sprawdzianów, z pewnością więcej pisalibyśmy w szkole.
Po skończonej pracy domowej wyszedłem z psem na spacer. Warto przez moment skorzystać ze świeżego powietrza i trochę się poruszać. Była to miła pora dzisiejszego dnia, ponieważ choć na chwilę mogłem zapomnieć o natłoku obowiązków. Jednak po powrocie do domu czekała na mnie kolejna rzecz, a mianowicie sprzątanie pokoju. To jeszcze bardziej mnie zasmuciło, bo długo odkładałem jego porządkowanie. No cóż, sobota to piękny dzień, lecz kiedyś musiałem to zrobić. Niechętnym krokiem zabrałem się do pracy. Zacząłem od wycierania kurzy poprzez mycie podłogi, aż do wynoszenia śmieci. Po niedługim czasie pomieszczenie lśniło czystością. Mogłem być z siebie zadowolony.
Zbliżał się wieczór, a ja rozmyślając, co zjeść na kolację, usłyszałem wołanie mamy. Dostałem od niej „zaproszenie” na pomoc przy sprzątaniu w kuchni. Z lekkim wahaniem zgodziłem się. Postanowiłem szybko wykonać swój obowiązek, ponieważ w telewizji o godzinie 21.00 miał być ćwierćfinał The Voice Of Poland. Bardzo mi zależało, aby zdążyć na ten program. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym go nie obejrzał. Zabieram się więc do pracy. Zmywanie naczyń – zrobione i to przed zamierzoną porą, jednak szybki ze mnie chłopak.
Co prawda, z soboty niewiele zostało, ale się tym nie przejmuję. Mam dobry humor, że wszystko poszło po mojej myśli. Przyszła pora na najlepszy moment tego ciężkiego dnia. Zaczął się The Voice Of Poland, który od razu pozwolił zapomnieć o trudach dzisiejszej pracy. To ukojenie idealnie wpasowało się w podsumowanie soboty. Szkoda, że sam nie posiadam talentu wokalno-artystycznego, gdyż występ w tym programie wydaje się mi bardzo ekscytujący. Jak dotąd takim dokonaniem może poszczycić się tylko jedna uczennica naszej szkoły. Jej występ bardzo mi się podobał, bo to w ogóle fajna i ładna dziewczyna. Gdybym to ja zasiadał w jury, na pewno by wygrała. Ale żeby nie zgrzeszyć myślą, odpędzam wspomnienie o niej z mojej wyobraźni.
Krystian „Zbyszek” Koziński, kl. IIA LO