Włocławek, ul. Łęgska; 30 marca 2020, osiemnasty dzień izolacji
ZOSTAŃ W DOMU!!!
Bardzo proszę! W moim przypadku to nie takie trudne. Mieszkam w szkole, w której najgłośniej słychać papugi. Duża przestrzeń… Z tego okna sobie wyjrzę, z tamtego, po całym internacie pochodzę. Widok na Wisłę, widok na katedrę, widok na Włocławek. No, ale ile można patrzeć przez okno, nawet jeśli każdy wschód i zachód słońca jest inny. (Mam wrażenie, że komputerowy program Windows powstał właśnie podczas kwarantanny). Ale oczywiście wychodzę, idę, a dokładniej jadę do sklepu. W mieście widoczne jakieś życie. Poruszam się ostrożnie po sklepie spożywczym. Staram się nie oddychać i zachowywać wszystkie inne zasady higieny. Obsługa sklepu jakimś odkażającym spreyem spryskuje koszyki. Kupuję jedzenie i gazetę. Wszystko w foliowych rękawiczkach. Później wracam do prawie pustej szkoły. Kiedy Internet się zawiesza, nie mogę odczytywać wiadomości i stawiać stopni. Wszyscy uczniowie i nauczyciele siedzą widocznie w tym samym czasie na classroomie, albo w tym drugim czymś podobnym. Ale mają przecież jeszcze jakieś życie poza tym komputerowym? Mają rodzeństwo, zwierzęta… Trudno to nazwać sensacyjnym życiem, ale mojego też bym tak nie określił. To nie znaczy, że jest nudne. Tyle, że to już osiemnasty dzień izolacji…
x.JB
Przedecz, 31 marca 2020; dziewiętnasty dzień siedzenia w domu
Liczba zakażeń: zbyt dużo
Budzik przywitał mnie z rana swoim buczeniem, z przyzwyczajenia włączyłam drzemkę po raz czwarty. Na chwilę zamknęłam oczy, żeby uszczknąć jeszcze kawałek swojego pięknego snu. Pewnie udałoby mi się to gdyby nie mama, która donośnie przypomniała mi, że za kilka minut zaczynam lekcję online. Otrzeźwiło mnie to i już po chwili siedziałam przed kamerką w wygodnych ciuchach, kończąc robienie warkocza. Podoba mi się ten sposób prowadzenia zajęć i w przeciwieństwie do większości nie tęsknię za normalnymi zajęciami w klasie, która często przytłacza duchotą i zapachem ludzi po lekcji w-fu. Plan zapowiadał się tego dnia nader przyjemnie, ponieważ po dwóch lekcjach angielskiego miałam przygotować się na zajęcia z języka polskiego. Wiedziałam jednak, że na te drugie nie uda mi się dotrzeć. Kiedy tylko nauczyciel zakończył pierwszą lekcję, trzasnęłam klapą od laptopa i zrobiłam to, czego nie powinnam – wyszłam z domu! Złapałam torbę i wsiadłam z tatą do samochodu. Miałam ostatnią szansę, żeby zabrać ze szkoły swoje rzeczy. Założyłam słuchawki i oparłam policzek o szybę. Podczas jazdy patrzyłam na suche pola, z których wiatr porywał ziarna piasku. Prawie puste ulice, którymi jechaliśmy, niczym nie przypominały normalnego miasta. Hałaśliwy Włocławek, który pamiętałam z pierwszych dni liceum, zrobił się wymarłym miastem. Nie był całkiem pusty, ale o wiele cichszy niż ten, który utkwił w mojej pamięci. Postapokaliptyczna muzyka dudniąca w moich uszach dodawała temu widokowi zupełnie nowego wyrazu, a z tyłu głowy pojawiło się pytanie: czy tak wygląda koniec świata? Postawienie stopy przed gmachem szkoły było jak powrót z drugiego końca kosmosu. Ile mnie tu nie było? Tydzień, dwa czy dwadzieścia? Straciłam rachubę. Ruszyłam przez marmurowe schody i poczułam tę atmosferę, która przez ostatnie półtora roku nauki tak mocno mi ciążyła, a jednak teraz napełniła mnie czymś dziwnym. Tęsknotą? Być może. Nie umiem tego opisać. Pakowanie swoich rzeczy z pokoju internackiego wywołało we mnie straszną myśl. Zastanawiałam się, czy tak czuli się ludzie podczas wojny, kiedy musieli się spakować i uciekać. Bo to właśnie robimy, toczymy wojnę. Tylko że nasz wróg jest niewidzialny i dlatego go lekceważymy. Wyjrzałam przez internackie okno i zobaczyłam jednorazową rękawiczkę, którą wiatr toczył po chodniku. Poza nią nie było na ulicy śladu człowieka. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam, chciałam wrócić do domu, bo nie byłam w stanie na to patrzeć. Jedyne, co chciałabym zrobić, to położyć się na swoim łóżku i otworzyć oczy, a to wszystko wspominać jako koszmar, z którego po prostu nie mogłam się ocknąć…
Katarzyna Pietrzak
Włocławek, ul. Łęgska 26; 01 kwietnia 2020; dwudziesty dzień bez uczniów
Dzień, który zawsze był dniem żartów. W tym dziwnym czasie odrobina beztroski, wszystkim by się przydała. Jednak sytuacja nadal nie do śmiechu. A już na pewno nie do śmiechu młodzieży i emerytom. Osobom niepełnoletnim nie wolno wychodzić z domu bez opiekunów, natomiast ludzie powyżej 60. roku życia mogą robić zakupy od godziny 10.00 do 12.00 – od dzisiaj weszło takie zarządzenie na czas walki z epidemią. Chociaż nie należę do żadnej z ww. grup, przez cały dzień nie ruszyłem się ze szkolnego mieszkania. Myślałem o mnichach: Benedyktynach, Cystersach, Kamedułach i innych zakonnikach i zakonnicach (np. siostrach Karmelitankach), spędzających całe życie w jednym klasztorze. W ich wypadku izolacja od świata była wyborem życiowym, ale jak sobie radzili z monotonią dni, z tęsknotą za podróżowaniem, za czymkolwiek, co jest nowe, co dzieje się za murami klasztoru? Przypomniała mi się pewna opowieść. Nie pamiętam gdzie ją usłyszałem, ale brzmiała mniej więcej tak: W pewnym klasztorze dwóch mnichów odnalazło starą księgę. Nieznany autor twierdził, że daleko, na końcu świata, tam gdzie niebo i ziemia spotykają się ze sobą, można znaleźć drzwi prowadzące do Królestwa Bożego. Do Królestwa Boga, w którym człowiek wreszcie zrozumie czym jest szczęście. I mnisi wybrali się w drogę. Szli długo, bo i horyzont się ciągle oddalał i musieli pokonywać różne trudności. Wreszcie znaleźli upragnione wejście. Bez większego żalu spojrzeli za siebie, żegnając ten świat, w którym żyli. Z nadzieją otworzyli drzwi i weszli. Znaleźli się ponownie we własnym klasztorze. Zrozumieli wtedy, że to jest miejsce, w którym niebo i ziemia spotykają się ze sobą, że to jest wejście do Królestwa Bożego. Taka historia, na czas niewychodzenia z domu, ale pasuje na tegoroczny prima aprilis.
x. JB
Lipno, 5 kwietnia 2020, niedzielny wieczór walki z melancholią
Na zegarze zaraz wybije szósta, sięgam po walizkę, włączam ulubioną muzykę i wysiadam z autobusu. Kieruję się w stronę internatu, mijam muzeum diecezjalne, dalej przecinam ul. 3 Maja, powoli moim oczom ukazuje się gmach naszej szkoły, już za chwilę będę mogła wrócić do długoszowskiej rzeczywistości. Dotarłam, nareszcie! Biorę kluczyk i zmierzam na trzecie piętro, otwieram drzwi i… okazuje się, że to wszystko to tylko wspomnienia z niedalekiej przeszłości.
Z czasem wracam do rzeczywistości, faktycznie jest niedziela wieczór, tyle że już nie stoję przed drzwiami do pokoju, ale z powodu zamknięcia szkół przez COVID – 19 siedzę w łóżku owinięta kocem z kubkiem herbaty w rękach i rozmyślam. Rozmyślam o tym, jak bardzo brakuje mi mojej klasy, wszystkich znajomych, nauczycieli, a nawet młodszych uczniów, którym czasem zdarzało się doprowadzać mnie do szału. Spoglądam na telefon, dostałam przypomnienie o pracy domowej online. W natłoku wiadomości z dziennika gdzieś musiałam przeoczyć tę z zadaniem, więc szukam i zabieram się do pracy. Koło godziny 9 udało mi się skończyć wszystkie lekcje, mój brzuch daje o sobie znać, więc idę przyrządzić coś smacznego. W tym czasie doszło do małego zamieszania odnośnie godzin zajęć online. Padło wiele pytań „dlaczego tak wcześnie?”, „czy nie możemy się raz na jakiś czas wyspać?” Niestety ostatecznie ustalamy, że lekcja rozpoczyna się o 8:45. Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał, ale jest już prawie 12, z ogromną niechęcią ustawiam budzik na 7:30 i idę przyszykować się do snu. W międzyczasie udaje mi się urządzić piżama party z karaoke dla samej siebie, potem budzi się we mnie duch artysty, więc zabieram się za dokończenie starych prac. Ostatecznie koło 2:30 postanawiam położyć się do łóżka. Leżąc, w głowie ustalam top 20 rzeczy, za którymi tęsknię, i tak powoli odpływam, zanurzam się w otchłaniach snu.
Agata Zawadzka 1b LO
Włocławek, ul. Polna; 07 kwietnia 2020; dwudziesty szósty dzień niepewności maturzysty
Kolejny poranek w tym jakże dziwnym okresie. Po jakimś tygodniu straciłem rachubę. Wstaję o 8.30, jak codziennie. Toaleta, śniadanie i następnie o 10.00 pierwsze zajęcia. To całe zdalne nauczanie nie jest takie złe – nauczyciele są raczej wyrozumiali, więc godziny zajęć są dosyć elastyczne, jednak z drugiej strony to nie to samo….Wracamy do zajęć. Na pierwszy ogień matematyka – przedmiot maturalny, jedno z moich rozszerzeń. Lekcja przebiegła sprawnie, kolejny temat do matury za mną. Następnie fizyka. Tutaj lekcje są nieco trudniejsze do zorganizowania….Wiele zadań opiera się na rysunkach… Bez tablicy trudno jest przedstawić je w dobry sposób… Jednak i z tym problemem trzeba sobie jakoś radzić. Najważniejsze, żeby wszyscy zrozumieli rozwiązanie, a sposób jego ukazania jest dowolny, byle skuteczny! Po fizyce przerwa na obiad, następnie powrót do miejsca pracy – komputera. Kiedy byłem trochę młodszy, zawsze lubiłem siedzieć długo przy komputerze, teraz czekam na moment, w którym będę mógł w końcu od niego odejść. Wszystko odwróciło się o 180 stopni. Następuje lekcja angielskiego – próbna matura ustna, która na obecną chwilę stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Informację o przełożeniu matur przyjąłem dwojako: z jednej strony wszystkie gorączkowe przygotowania w ostatnim czasie idą niejako na marne, ponieważ niedługo zakończenie roku, a wiedza niepraktykowana zanika. Z drugiej strony, małym światełkiem w tunelu jest fakt, że teoretycznie mam więcej czasu, ale nie uważam tego za bardzo pocieszające…. Po lekcji angielskiego rozpoczyna się długie popołudnie przeplatane nauką, pracami domowymi, nudą i robieniem rzeczy zapewniających „rozrywkę”, która w efekcie nie okazuje się tak satysfakcjonująca…Dzień kończy się kolacją, później jakimś filmem, książką. Nadchodzi noc, czyli według mnie najgorszy etap dnia w ciągu kwarantanny. Mam wrażenie, że każdemu przez ten czas rozregulował się zegar biologiczny. W skrócie – chodzę spać o różnych godzinach. Raz zadziwiająco wcześnie, raz o wiele za późno… Jest trudno, ale się nie poddaję. Ze wszystkim można sobie jakoś poradzić i staram się trzymać tej reguły.
Kacper Antosik, kl. IIIA LO (rys. Izabela Ciesielska kl. IA LO)
Włocławek, ul. Gajowa; sobota 11 kwietnia 2020, Wielkanoc w czasie pandemii
Dzisiaj jest Wielka Sobota – dzień święcenia pokarmów. Tegoroczne święta będą znacząco różnić się od wszystkich, które mieliśmy okazję przeżywać do tej pory. Będą inne, lecz nie oznacza to, że będą gorsze. Kwarantanna nie zmusza nas do rezygnacji z obchodów Świąt Wielkiej Nocy. Nawet jeśli narzuca zmianę formy niektórych wydarzeń. Dlatego już w piątek razem z mamą zabrałyśmy się za przygotowanie koszyczka do święconki, gotowałyśmy jajka, piekłyśmy ciasta, a tata przygotowywał bigos. W domu czuło się świąteczną atmosferę, aż można było na chwilę zapomnieć o jakimkolwiek wirusie czy kwarantannie, oczywiście do czasu włączenia telewizora. Dzisiaj zamiast jak co roku ruszyć od rana do kościoła, czekaliśmy z koszyczkiem przed telewizorem, aby o godzinie 12.00 uczestniczyć w błogosławieństwie pokarmów. Konieczność unikania spotkań z bliskimi nie jest równoznaczna z całkowitym rezygnowaniem z kontaktu, dlatego po obiedzie nadszedł czas na rozmowy i videokonferencję z rodziną, z którą w innych warunkach spędzalibyśmy ten szczególny czas. Uważam, że mimo tej nadzwyczajnej sytuacji te święta mogą przynieść nam wiele korzyści, gdyż poza tym, by je zorganizować, możemy skupić się na tym, by je przeżyć. W czasie kwarantanny dużo łatwiej przychodzi nam myślenie o innych ludziach, dostrzeganie ich obecności w naszym życiu. Może dzięki tym doświadczeniom zaczniemy ich bardziej doceniać, uświadomimy sobie, co jest nam naprawdę potrzebne do szczęścia. Dla mnie są to dobre święta, gdyż mimo dzielącej odległości spędziłam je w gronie najbliższych mi osób.
Ola Lewandowska, kl. IIIA LO
Piotrków Kujawski; 16 kwietnia 2020, trzydziesty czwarty dzień izolacji – pierwszy dzień ludzi w masce
Od ponad miesiąca znajduję się w zaciszu domowym, którego w ciągu roku bardzo mi brakuje, ponieważ mieszkam w internacie, więc w domu jestem tylko w weekendy. Tak jak wszyscy upominają i proszą, zostaję w domu, a na spacer wybieram się jedynie z psem do swojego lasu. Tak wyglądały moje ostatnie dni, a nawet ostatni miesiąc, jednak dziś wybrałam się z mamą na zakupy właśnie w maseczce, ponieważ właśnie dzisiaj został wprowadzony nakaz zasłaniania nosa i ust. Widok wszystkich ludzi był zarówno zabawny, jak i dziwny. Wszyscy znaleźliśmy się w innej i dotychczas bynajmniej dla mnie niespotykanej sytuacji, kiedy boimy się o swoje życie, uważamy na wszystko i wszystkich, aby nie narazić się na wirusa. Wielu nam zniszczył on plany czy marzenia, które miały zostać zrealizowane; przynajmniej tak jest w moim przypadku. Wracając do zakupów – kolejki jak zwykle były ogromne, jednak w maseczce, która moim zdaniem jest bardzo niewygodna, i oczywiście w rękawiczkach udało się zrobić zakupy. Kiedy wróciłyśmy do domu, postanowiłyśmy uszyć maseczki dla całej rodziny. Mama jest krawcową, a będąc na zakupach, zaopatrzyłyśmy się w materiał oraz gumki, których już brakowało w sklepach. Wyszło nam około 50 sztuk maseczek o przeróżnych kolorach i wzorach, które podarowałyśmy naszej najbliższej rodzinie. Był to świetnie spędzony czas z mamą. Dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się oraz wspominałyśmy czasy mojego dzieciństwa czy jej młodości. W codziennym zabieganym życiu nie mamy na to czasu, ona jest zajęta pracą i domem, a ja szkołą oraz rozwijaniem swoich pasji, czy dążeniem do marzeń. Kiedy skończyłyśmy, zajęłam się przepisywaniem notatek oraz zadań do wykonania, które otrzymałam od nauczycieli. Potem z rodzicami obejrzeliśmy film, co od miesiąca stało się naszym rytuałem codziennego dnia – w taki sposób spędzamy razem wieczory podczas kwarantanny. Właśnie tak zbliżamy się do siebie, razem śmiejemy się oraz wzruszamy. W ten kolejny wieczór siedzenia w domu podczas filmu dużo myślałam o tym, co się dzieje. Jest to czas niepewności oraz strachu, ale dzięki temu wiele rodzin zbliża się do siebie, poznaje się na nowo, uczy się od siebie nawzajem albo po prostu spędza razem czas. Tak naprawdę może to wszystko jest po coś? Tak wyglądał mój jeden dzień w czasie izolacji. Tęsknię za przyjaciółmi, a nawet szkołą i wspominam dawne czasy, mając nadzieję, że to jeszcze wróci i będzie jak dawniej, a może nawet lepiej. Tymczasem uciekam spać, bo jest dość późno, a przecież jutro też jest dzień
Karolina Jaroniewska, kl. IB
Włocławek, ul. Gajowa 16 kwietnia 2020 r.
trzydziesty czwarty dzień kwarantanny – wiosna przed maturą
Za oknem świeci słońce, rozkwitają kwiaty. Widać, że wiosna zawitała do nas na dobre. Świat przyrody nieustannie postępuje swoim rytmem, nie przejmując się zbytnio tym, że my, ludzie, możemy podziwiać go tylko zza okien. Pandemia zabrała nam możliwość bezpośredniego korzystania z uroków wiosny. Jednak w to miejsce dała nam coś innego, bardzo cennego w obecnym zaganianym świecie, czas, którego zawsze nam brakowało. Czas na umocnienie kontaktów z najbliższą rodziną, lepsze poznanie się, zrobienie czegoś wspólnie. U mnie w domu od tygodnia z tatą szyjemy maseczki ochronne. Zaopatrujemy w nie rodzinę, szczególnie starszych krewnych znajdujących się w grupie ryzyka. Mimo izolacji nie musimy zaniedbywać naszych relacji z innymi ludźmi. Choć nie mam możliwości spotykania się z przyjaciółmi, codziennie z nimi rozmawiam lub piszę.
Według mnie kwarantanna to również doskonały czas, by spróbować czegoś nowego, zrealizować te małe postanowienia niejednokrotnie odkładane na kiedyś, od porządków w szafie po obejrzenie nowego sezonu ulubionego serialu. Miesiąc temu moja mama zaczęła uczyć się języka migowego, co wieczór powtarzamy nowo przerobiony materiał, dzięki temu dni mają swój schemat, który motywuje do pracy i zrobienia czegoś pożytecznego, przy okazji codzienne powtórki pozwalają również mnie zapamiętać niektóre gesty. Próbowanie nowych rzeczy chroni w tej domowej rutynie od monotonii, dlatego dzisiaj postanowiłam upiec chleb. W innych okolicznościach bardzo możliwe, że w połowie kwietnia w III klasie liceum pieczenie chleba nie przyszłoby mi na myśl. Jednak ze względu na epidemię zostały przesunięte terminy egzaminów. Szkoły są zamknięte, lecz lekcje odbywają się w dalszym ciągu, tylko przez internet: z niektórych przedmiotów jako videokonferencje lub łączenia głosowe. Odbiega to od standardowych zajęć, ale przy wspólnych wysiłkach udaje się wypracować satysfakcjonujące wszystkich rozwiązania. Jako maturzystka staram się wykorzystać ten dodatkowy miesiąc na powtórzenie materiału ze zdawanych przedmiotów, i to głównie pod znakiem nauki upływa mi kwarantanna.
Ola Lewandowska, kl. IIIA LO (rys. Izabela Ciesielska kl. IA LO)
Cyprianka, 23 kwietnia 2020; kolejny dzień przezwyciężania domowego lenia
Bardzo długo siedzimy już w domach, prawie zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Brakuje mi jednak kontaktu „na żywo” z moimi przyjaciółmi, mimo że rozmawiamy przez internet. Wszyscy musimy chodzić w maseczkach, a niedawno zostały otworzone parki i lasy, coraz więcej osób wychodzi z domu, by nie zwariować. Ja np. pierwszy raz od dłuższego czasu byłam w sklepie i czułam się, jakby zwykłe zakupy były moją przygodą życia. Moje dni wyglądają teraz całkiem monotonnie. Wstaję rano (staram się jak najwcześniej, jednak wcale mi to nie wychodzi), jem śniadanie, a później troszkę leniuchuję. Prawie codziennie mam lekcje on-line, więc przygotowuję się do nich, a kiedy już się odbędą, zabieram się za zadane mi polecenia. Szczerze mówiąc czasami ciężko jest mi się skupić, bo mam stały kontakt ze znajomymi na messengerze i cały czas z kimś piszę bądź przeglądam media społecznościowe. Ostatecznie, kiedy zrobię wszystko, co muszę, mam trochę czasu dla siebie. Spędzam go z rodzicami albo oglądam jakiś serial. Staram się regularnie ćwiczyć, w końcu w zdrowym ciele zdrowy duch. Wieczorami wychodzę do ogródka, żeby trochę pospacerować, ostatnio zaczęłam obserwować nawet zachowania ptaków, które często są całkiem zabawne. Podczas kwarantanny więcej gotuję i więcej jem, i sprawia mi to ogromną przyjemność. Czasami biorę moją gitarę, gram sobie i śpiewam.
Mimo że mam co robić i nie powinnam się nudzić, często w głowie pojawiają mi się pesymistyczne myśli dotyczące epidemii. Mam obawy, że wszystko to będzie trwało długo i ciężko będzie nam wrócić do normalności. Jednak pokładam nadzieję, że jakoś uda nam się z tego wykaraskać i nie mogę się doczekać, aż będę mogła wrócić do szkoły i spędzić wspólnie czas z moimi najbliższymi.
Julia Rawska, kl. IA LO
Włocławek, ul. Polna; 24 kwietnia 2020 r.; piątek, piąteczek, piątunio – koniec roku maturzysty
To już ostatni dzień… Ostatni dzień szkoły? Nikt nie czuje tego klimatu ze względu na przełożone matury. Nowe terminy zostały już podane…Od 8 czerwca mają zacząć się egzaminy. Termin dosyć wczesny, poprzednio mówiło się o drugiej połowie czerwca, ale w sumie nie jest zły. Pytanie, czy zostanie on utrzymany? Odpowiedzi na nie nikt nie zna – może pozostanie taki, jaki jest, a może znów będzie trzeba go zmienić? Pozostało tylko obserwować to, co dzieję się w kraju i na świecie.
Od następnego tygodnia prawdopodobnie nic się nie zmieni. Nadal będę się przygotowywał do egzaminu dojrzałości, konsultując się z nauczycielami. Dzięki ich uprzejmości będzie to możliwe pomimo faktu, iż już teoretycznie „skończyłem szkołę”. To miło ze strony nauczycieli, że nas tak wspierają. Ostatnio zniesiono pewne obostrzenia. Od teraz na ulicy widzi się coraz więcej ludzi w maskach. Mam wrażenie, że niektórzy w pewnym stopniu już zapomnieli o kwarantannie i wychodzą z domu bezkarnie. Z jednej strony cieszy fakt, że wracamy do „normalności”, lecz z drugiej powstaje ryzyko ponownego pogorszenia się sytuacji.
Wracając do tematu szkoły – ciekawa jest sprawa odbioru świadectw, zdawania kluczyków, podpisywania „obiegówek”… Na wszystko trzeba znaleźć rozwiązanie, ponieważ są to rzeczy, których nie da się obejść…
Mój harmonogram dnia pozostaje właściwie niezmienny – od rana nauka, po południu trochę odpoczynku i rozrywki, czasami także więcej nauki. Długie spędzanie czasu pośród czterech ścian pozwala odkryć nowe, dotąd nieznane, zainteresowania. Dzięki temu przynajmniej jestem w stanie zorganizować czas w trochę inny sposób. Niedługo zostaną ogłoszone kolejne kroki podjęte do walki z pandemią. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej…
Kacper Antosik, kl. IIIA LO
Włocławek, czwartek, 30 kwietnia 2020 r.
Dzisiaj mija dokładnie miesiąc, od kiedy zaczęły się zapiski do tego dziennika. Mogłyby się w tym miejscu kończyć, lecz wiadomym jest, że najbliższy przewidywany termin powrotu do szkoły to poniedziałek 25 maja. Do tego czasu nie będzie już na świecie nauczyciela ani ucznia, który nie zawisłby na łączach zdalnego nauczania. Każdy z nas szuka własnego sposobu, aby przetrwać ten czas, w którym pewne jest tylko to, że nic nie jest pewne.
Przez cały kwiecień, do wczoraj, praktycznie nie padał deszcz. Co prawda na niebie nad bryłą naszej ukochanej szkoły pojawiały różnobarwne chmury, ale z okien pustych lekcyjnych sal nie miał kto ich obserwować. A za taką obserwację można otrzymać nawet Nagrodę Nobla. Oczywiście trzeba to jeszcze zapisać – tak jak Szymborska:
Z opisywaniem chmur musiałbym się bardzo spieszyć –
już po ułamku chwili przestają być te, zaczynają być inne.
Ich właściwością jest nie powtarzać się nigdy
w kształtach, odcieniach, pozach i układzie.
Nieobciążone pamięcią o niczym,
unoszą się bez trudu nad faktami.
Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek –
natychmiast rozwiewają się na wszystkie strony.
W porównaniu z chmurami
życie wydaje się ugruntowane,
omal że trwałe i prawie że wieczne.
Ten refleksyjny akcent zamyka zbierane przez miesiąc zapiski z naszego odizolowania, jednocześnie zapowiadając deszczową majówkę.
Lidia Wiśniewska, ks. Jacek Buta